wtorek, 2 grudnia 2014

Koncert to (jednak) droga rozrywka

Ceny biletów na koncerty z roku na rok stają się coraz wyższe. Jaka więc przyszłość czeka nas, miłośników muzyki na żywo? Fakty są niezaprzeczalne – coraz mniej osób w naszym kraju stać na w miarę regularne uczęszczanie na występy swoich ulubionych wykonawców. Zważywszy na to, że co roku Polskę odwiedza bardzo duża ilość zagranicznych artystów (będąc krajem za „Żelazną Kurtyną” takie oczywiste to nie było) robi się nie mały problem. Koszty wzrastają, a zarobki wcale się nie poprawiają (nawet spadają chciałoby się napisać) na krajowym podwórku. Aby problem najlepiej zilustrować trzeba będzie cofnąć się w czasie i porównać ceny kiedyś, a dziś. Żeby było wiarygodniej zestawię dwa koncerty tego samego zespołu na przestrzeni kilku lat.



Metallica na Stadionie Śląskim
w Chorzowie.
W 2008 roku słynna amerykańska Metallica wystąpiła na Stadionie Śląskim w Chorzowie (nawiasem mówiąc – szkoda, że obiekt obecnie nie nadaje się do tego typu imprez). Przeciętnie fan musiał liczyć się z wydatkiem rzędu ok. 150 zł za sektor (najtańszy – 125, najdroższy – 185). Gdy Hetfield i spółka odwiedzili nasz kraj sześć lat później (tym razem Stadion Narodowy w Warszawie) cena nie zeszła poniżej 200 zł (wyjątkiem były miejsca dla osób niepełnosprawnych) za najgorsze z możliwych miejsc. Trzy setki i wzwyż to obecnie krajowa norma, z którą musimy się pogodzić. Nieważne czy koncert odbywa się na wielkim obiekcie, jak wspomniany Narodowy, czy w hali mieszczącej około 10 000 osób (np. Atlas Arena w Łodzi, Kraków Arena w Krakowie czy Ergo Arena na granicy Gdańska i Sopotu).

O ile ktoś w tym momencie może powiedzieć, że w ciągu tych długich sześciu lat realia ogromnie się zmieniły, to w żaden sposób nie wytłumaczy sensownie tej samej sytuacji, gdy z roku na rok cena zwiększa się. Nie trzeba być jakimś ekspertem, aby się domyślić, że za tym wszystkim stoją „głodni” pieniędzy tutejsi organizatorzy. Chcący na każdym kolejnym koncercie zarobić jeszcze więcej. A nie lepiej byłoby częściej organizować imprezy masowe, ale nie przeginać z cenami? Odpowiedź wydaje się oczywista.

Nie można więc o to wszystko winić samych wykonawców, którzy są Bogu ducha winni. Po raz kolejny czas na porównanie, przenosimy się na rynek czeski. Bowiem bilety na koncerty odbywające się u naszych południowych sąsiadów są o wiele tańsze. Zobrazujmy to przykładem: najtańszy bilet na koncert legendy amerykańskiego rocka Lynyrd Skynyrd w Polsce kosztuje 190 zł, a w Czechach jedynie 74. Różnica widoczna gołym okiem. Nic dziwnego, że coraz więcej rodaków wybiera właśnie ten kierunek. Koszt podróży wcale nie jest wysoki, a na przysłowiowych „papierkach” się ponadto zaoszczędzi. Można więc to traktować jako swoistego rodzaju bojkot polskich organizatorów. Dzięki temu być może zastanowią się i wrócą po rozum do głowy. Oraz do cen, które uwzględniają zarobki obywateli w naszym pięknym kraju.

Źródło zdjęć:
http://www.overkill.pl/news/2008/05may2808_pic22.jpg

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz