środa, 8 lipca 2015

RECENZJA: Apocalyptica - "Shadowmaker" (2015)


Finów z Apocalyptiki na pewno większość z Was zna, a przynajmniej kojarzy z nazwy. W świecie muzycznym, gdzie trudno czymkolwiek zaskoczyć, gdzie wszystko zostało już wymyślone, panowie wpadli na pomysł, aby ubarwić metalowe utwory nietypowym instrumentem. Mianowicie wiolonczelami. I to m.in. zapewniło im międzynarodowy sukces. Po siedmiu studyjnych krążkach zdecydowali jednak zmienić coś w swojej muzyce.


Spokojnie – nie zrezygnowali ze swojego znaku rozpoznawczego. Wspomniana zmiana to zatrudnienie jednego wokalisty, a nie jak kiedyś – kilku. Wybrańcem został Franky Perez, który do niedawna związany był ze Scars On Broadway (współpracował także ze Slashem). Taki obrót sprawy mógł świadczyć, że Apocalyptica chce nagrać spójny album pod czujnym okiem Nicka Raskulinecza, jednego z najlepszych obecnie producentów. Niekoniecznie tak się stało, bowiem „Shadowmaker” wyraźnie dzieli się na dwie części – utwory z nowym śpiewakiem (jest ich osiem), brzmiące bardzo amerykańsko oraz instrumentalne kompozycje (ledwie cztery, ale jakie!), za które tysiące fanów pokochało Skandynawów od pierwszego wejrzenia.


Zacznijmy od tej pierwszej grupy. Niewątpliwie możemy je opisać, jako świetnie skrojone do radia, bardziej przebojowe, w czym zapewne zasługa producenta-specjalisty. Najlepszy przykład? Singlowe „Cold Blood” z mega nośnym refrenem, który z chęcią grają stacje radiowe. Muzycznie kojarzy się ze złagodzonym Avenged Sevenfold.  „Slow Burn” czy „House of Chains” uderzają w podobne tony – kolejne hity murowane, choć nie tak świetne jak pierwszy singiel. W szczególności ten drugi może się podobać (Perez dobrze „krzyczy”). Prawdziwą petardą jest z pewnością utwór tytułowy. Trwający grubo ponad radiowy czas wspaniale łączy nośność z majestatem wiolonczeli. Zdarzają się jednak niewypały. Kompletnie nie przekonuje „Hole in my Soul”. Brzmi jak postgrunge’owa ballada, jakich wiele w dzisiejszym świecie. Podobnie sytuacja wygląda z „Sea Song (You Waded Out)”. Może się czepiam, ale zdecydowanie wolę ich w mocniejszych kawałkach.


Na kompletnie innym biegunie znajdują się utwory instrumentalne świadczące o tym, że Finowie nadal mają coś do powiedzenia i wciąż robią to znakomicie. Najlepiej prezentują się „Reign of Fear”, w którym najbardziej czuć ducha Metalliki oraz „Riot Lights” (niby 7 minut, ale hipnotyzuje słuchacza i zmusza do wciśnięcia „repeat”). Jest także króciutki „I-III-V Seed of Chaos” występujący w roli intra. Choć szkoda, że tak szybko się kończy. Mogłaby być to kolejna epicka kompozycja, a jest tylko rozbudzenie apetytu.

W sumie mam problem z „Shadowmaker”, bo z jednej strony trzeba ich pochwalić za to, że kombinują i nie stoją w miejscu („amerykańska” odsłona płyty), a także nie odcinają się od swoich korzeni (instrumentalna część – bomba!). Ale z drugiej – zdarzają się mielizny kompozycyjne, które psują odbiór całości. Jednak ten „mieszany” kierunek wcale nie jest taki zły. Wierzę, że na następnej płycie ustrzegną się takich błędów i wtedy ocena będzie wyższa. Na razie na zachętę mocna „siódemka”.

7/10 

Najlepsze utwory: Cold Blood, Reign of Fear, Shadowmaker, Riot Lights.

Tracklista: I-III-V Seed of Chaos; Cold Blood; Shadowmaker; Slow Burn; Reign of Fear; Hole in my Soul; House of Chains; Riot Lights; Sea Song (You Waded Out); Come Back Down; Till Death Do Us Part; Dead Man's Eyes.

Czas trwania: 65:16. Skład: Perttu Kivilaakso; Paavo Lotjonen; Mikko Siren; Eicca Toppinen; Franky Perez. Produkcja: Nick Raskulinecz.


Źródła zdjęć:
http://assets.blabbermouth.net.s3.amazonaws.com/media/apocalypticashadowmakercd_638.jpg
http://www.apocalyptica.com/4/media/image/_20141216100256_758_700.jpg
http://www.vagabondco.com/images/blog/apocalyptica-shadowmaker/blog-apocalyptica2.png

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz